„Czasy się zmieniają i my wraz z nimi” to tegoroczne motto VI edycji Konkursu Dziennikarskiego „ Współczesny Wrocław” organizowanego przez Gimnazjum nr 7 we Wrocławiu. Wśród nagrodzonych młodych dziennikarzy znalazł się Witek Oszczanowski z kl.6a, który zdobył pierwsze miejsce za wywiad z ciekawym mieszkańcem naszego miasta. Oto recenzja nagrodzonej pracy:
„Wywiad z dr Maciejem Łagiewskim wyróżnia ciekawy pomysł i interesująca rozmowa, która może zachęcić niejednego tropiciela tajemnic przeszłości do poszukiwania dolnośląskich skarbów. Poznajemy fascynacje dyrektora Muzeum Miejskiego oraz jego poglądy na temat dziejów naszego regionu. Brawo! Gratulujemy!”
Wywiad z dyrektorem Muzeum Miejskiego Wrocławia dr Maciejem Łagiewskim o tajemnicach, skarbach i legendach Dolnego Śląska.
W. Oszczanowski: Jak Pan sądzi, czy Dolnoślązacy znają dostatecznie historię swojego regionu?
Dr M. Łagiewski: Jeżeli miałbym odpowiadać bardzo krótko to wydaje mi się, że nie. Wynika to z kilku powodów. Przez długie lata Śląsk nie należał do Polski, w związku z tym w rewanżu za zło, jakie wyrządzili nam Niemcy podczas ostatniej wojny nie uczono historii Śląska sprzed 1945 r., zarówno całego jak i Dolnego Śląska, albo też wiedzę tę przekazywano bardzo wybiórczo. Wybierano fragmenty, które były wygodne dla historii Polski – przede wszystkim te z odległego średniowiecza. Stąd, śmiało można powiedzieć, że jeszcze do niedawna, poza ludźmi studiującymi historię Śląska i takimi, którzy zawodowo się tym zajmowali, miłość do przeszłości Śląska była mało propagowana i właściwie szerszemu odbiorcy historia tej ziemi jest zupełnie nieznana. Mam tutaj na myśli Śląsk jako: krainę, prowincję, województwo, o którym nasza wiedza jest ciągle niedostateczna. Stąd też ostatnio bardzo popularne są lekcje z historii czy kultury regionalnej, podczas których historycy przybliżają dzieje regionu.
W.O.: Jakie miejsca cenią sobie historycy na Dolnym Śląsku?
Dr M. Łagiewski: Poza historyczną stolicą, jaką jest Wrocław, są to miejsca ściśle związane z lokacją najstarszych miast, klasztorów, zamków warownych, które potem zamieniły się w siedziby rodowe. Najczęściej są to miejsca cenione ze względu na znajdujące się tam obiekty, o dużej wartości artystycznej jak np. dwa kościoły pokoju w Jaworze i Świdnicy, należące do protestantów. Inne miejsca zauważane są przez tych, którzy przygotowują trasy turystyczne po Dolnym Śląsku. Istotne dla polskich historyków zawsze są miejsca, które były ośrodkami dynastii Piastowskiej, ważne są też te, gdzie znajdują się mauzolea i groby Piastowiczów: Henryków, Lubiąż, Krzeszów, Brzeg, Legnica, Trzebnica, Wrocław – te znajdują się w programach wycieczek. Inne miejsca są cenione ze względu na pamięć o ważnych zdarzeniach, jak na przykład Legnickie Pole, gdzie rozegrała się bitwa z Mongołami. Kolejna interesująca miejscowość to Lubiąż przede wszystkim z uwagi na rozmiary klasztoru, który jest jednym z największych w Europie – przez lata zaniedbany, a ostatnio restaurowany. Potem warta uwagi jest Kotlina Jeleniogórska z szeregiem różnych zamków, rezydencji, pałaców. Ale są też takie obiekty, które przyciągają ze względu na swoją oryginalną architekturę – jak kościół w Górnym Karpaczu, mam na myśli świątynię Wang. Za sprawą pruskiego króla Fryderyka Wilhelma IV ta protestancka świątynia została przeniesiona z Norwegii. Wyjątkowo rzadka drewniana konstrukcja, nietypowa dla krajobrazu Karkonoszy jest atrakcją turystyczną cenioną również przez historyków.
Nie wypowiadam się na temat Wrocławia, bo miasto to jest poza wszelką konkurencją. Historycy we Wrocławiu wskażą wiele miejsc ważnych zarówno dla historii Polski, jak i Czech oraz Niemiec. Tutaj na obszarze miasta możemy odnaleźć ich szereg – zarówno w kościołach, jak i budowlach świeckich, pomimo tego że Wrocław tak ucierpiał podczas ostatniej wojny.
W.O.: Czy zna Pan dolnośląskie legendy, które pozwoliły historykom rozwikłać jakąś zagadkę?
Dr M. Łagiewski: Mogę tutaj przytoczyć wspomniane przed chwilą wydarzenia pod Legnicą z 1241 r., kiedy sprzymierzone rycerstwo polsko-niemieckie oparło się najazdowi Mongołów. Poległ w tej bitwie książę wrocławski syn Henryka Brodatego – Henryk Pobożny . Mongołowie obcięli mu głowę i zabrali ze sobą. Matka Henryka Pobożnego (później znana jako święta Jadwiga, patronka Śląska), rozpoznała ciało swego syna po sześciu palcach u jednej ze stóp, co później utrwalili malarze na obrazach i graficznych przekazach. Nie wiemy, czy to do końca była prawda, i czy legenda pozwoliła wskazać miejsce pochówku zwłok księcia, we Wrocławiu w kościele przy pl. Nankiera.
W.O.: Czy jest jakaś tajemnica w regionie , którą chciałby Pan odkryć?
Dr M. Łagiewski: Jest szereg tajemnic, rzeczy nie do końca wyjaśnionych oraz niejasności związanych z ruchem zabytków. Mówię tu o obiektach, które znajdowały się niegdyś w zbiorach muzeów Dolnego Śląska, Wrocławia ale także w zbiorach prywatnych, które potem podczas wojny zostały ukryte w specjalnych składnicach. Inaczej mówiąc zostały zabezpieczone w małych pałacach, zamkach, rodowych posiadłościach, gdzie miały przetrwać działania wojenne. W wielu przypadkach stało się inaczej. Bardzo często zaginęły: tzn. zostały wywiezione przez Armię Czerwoną, która zdobywała tę część Śląska, lub zostały zniszczone przez szabrowników i wzniecane przez nich pożary. W ten sposób wiele obiektów – wyrobów rzemiosła artystycznego, obrazów, rzeźb też zaginęło. Na przykład z wrocławskiego Ratusza, niektórzy twierdzą, że bezpowrotnie, zaginęło wyposażenie Izby Radnych. Dokładniej – cassapanca – taka długa ławo-skrzynia, która była wkomponowana pod trzema ścianami tego ratuszowego pomieszczenia. To na niej siadali wrocławscy rajcy przez kilka stuleci.
Została wywieziona do takiej właśnie specjalnej składnicy, która miała ją uchronić przed pożarami i uszkodzeniem. Stało się inaczej, Ratusz w niewielkim stopniu uległ zniszczeniu i prawie wszystko się zachowało. Natomiast ta wspaniała intarsjowana ława, która pozostała jedynie na fotografiach i obrazach, gdzieś zaginęła. I to jest jedna z tajemniczych zagadek Wrocławia. Takich przypadków jest znacznie więcej.
W.O.: Jakim szlakiem podróżuje Pan najczęściej po Dolnym Śląsku?
Dr M. Łagiewski: Najczęściej wybieram szlaki Kotliny Jeleniogórskiej. Architektura rezydencji wiąże się tam z krajobrazem w malownicze kompozycje. Mam na myśli tutaj szereg dworów, pałaców, zameczków dla siedzib rodowych a również monarszych rezydencji, które się rozłożyły wokół Jeleniej Góry. U stóp Karkonoszy znajdowały się XIX wieczne rezydencje o często starszym rodowodzie. Kotlina Jeleniogórska ściągała nie tylko poetów, malarzy i podróżników z Wrocławia i Berlina, ale szukali tu także wypoczynku członkowie rodzin królewskich, budując romantyczne rezydencje.
W.O.: Co zaskakuje historyka na Dolnym Śląsku?
Dr M. Łagiewski: To pytanie świetnie pasuje do początku naszej rozmowy. Są fragmenty śląskiej historii do tej pory nieznane. Przed wielu laty zacząłem interesować się historią Żydów na Śląsku w tym również Gminy we Wrocławiu, która miała wielowiekową historię. Okazało się, że na ten temat nie ma prawie żadnych poważniejszych opracowań i nikt do tej pory nie badał tego zagadnienia. Ten bardzo dziewiczy temat – o obecności społeczności żydowskiej na Śląsku stał się bardzo poczytny i znalazł szeroki krąg odbiorców. Wszystko, co na ten temat napisałem i zostało wydrukowane momentalnie znikało z półek księgarskich. Niewielu historyków się tym zagadnieniem interesowało, stąd też stał się on szalenie odkrywczy.
W.O.: Czy są jakieś skarby na Dolnym Śląsku?
Dr M. Łagiewski: Na pewno tak. Co pewien czas dochodzą nas relacje o różnych niespodziewanych odkryciach. Oczywiście nie są to skarby takie jaki niedawno zdobyliśmy w Bremie dla naszego muzeum, ale przecież walor skarbu może posiadać wiele najróżniejszych zjawisk wydobytych na światło dzienne. Skarbami są zabytki architektury i przedmioty codziennego użytku. Dla Muzeum Dawnego Kupiectwa w Świdnicy są to przedmioty związane z handlem i gospodarką, natomiast dla innych znów muzeów Dolnego Śląska najcenniejsze będą wyroby rzemiosła artystycznego lub działa sztuk pięknych. Ale skarbami są również zamki, pałace, dwory a nawet pensjonaty, które dopiero dzisiaj odzyskują świetność dzięki nowym właścicielom. W wyobraźni bardzo młodych ludzi skarb jest zawsze cennym przedmiotem wydobywanym z ukrycia lub spod ziemi (zresztą takie jest określenie prawne skarbu), często przy użyciu nowoczesnego sprzętu – sond, sprzętu elektronicznego, który ułatwia odnalezienie metali kolorowych. Ale skarbem bywają też inne poszukiwane drogocenne rzeczy jak wyroby ceramiczne, szklane czy z porcelany. Wspomnę tutaj zaginiony sławny Serwis Łabędzi.
W.O.: Czy zakup Skarbu z Bremy był dobrą inwestycją?
Dr M. Łagiewski: Na pewno! Poza tym dowiodła tego spontaniczna akcja mieszkańców Wrocławia. Na zakup skarbu pieniądze zbierali wszyscy od najmłodszych przedszkolaków i uczniów poprzez przedstawicieli wszystkich grup zawodowych, aż po najzamożniejszych, oznacza że interesują się przeszłością wszyscy. Natomiast kolekcja pokazuje jaką potęgą był Wrocław. Tutejsi złotnicy z powodzeniem konkurowali z takimi ośrodkami jak Augsburg czy Norymberga, dorównywali mistrzom z południa Europy. Wrocław zawsze kojarzył się z wyrobami złotniczymi. Stąd też, jeżeli ktoś ze znawstwem zwiedza nasze miasto, przygląda mu się nie tylko pod katem architektury, ale również powinien zawsze zadać pytanie o wyroby złotnicze. Od połowy XIV wieku do 1893 r. działało we Wrocławiu 745 mistrzów – prawdziwa armia. Dla Wrocławia i jego mieszkańców zakup tych przedmiotów jest naprawdę świetna inwestycją ponieważ nieustannie podkreślają one niegdysiejszą i obecną rangę miasta. W dużej części są to przedmioty świeckie, bardziej cenne ze względu na to, że były używane na co dzień, a więc szybciej się niszczyły. To co się zachowało – kielichy, kubki, łyżki, cukiernice, dzbany, świeczniki świadczą o bogatej kulturze materialnej. Udało się nam, że stały się częścią naszych muzealnych zbiorów. Zakup Skarbu z Bremy był bardzo dobrą inwestycją, szczególnie dla przyszłych pokoleń!
W.O.: Czy planuje Pan podobne akcje?
Dr M. Łagiewski: (śmiech) Uśmiecham się, bo to wszystko zależy od zbiegu różnych okoliczności. Taki zryw społeczny, zryw obywatelski jest możliwy tylko w szczególnych warunkach. Zazwyczaj jeżeli gdzieś pojawia się interesujący dla nas zabytkowy obiekt ważny dla dziejów miasta lub jego sztuki to szukamy mecenasa, który pomógłby nam go zakupić. Jest sporo takich firm, które pragną pomóc i chętnie przeznaczają na to pieniądze. Idealna jest sytuacja, kiedy przedmiot wiąże się bezpośrednio z działalnością ofiarodawcy. Np. gdy mebel z dawnej apteki pomaga nam odrestaurować firma produkująca farmaceutyki lub meble. Nie są to akcje porównywalne z tą jaka byłą przy zakupie Skarbu z Bremy, ale na pewno są równie ważne i godne naśladowania.
W.O.: Co sądzi pan o ludziach, którzy poszukują skarbów na Dolnym Śląsku?
Dr M. Łagiewski: Przed wszystkim kierują się tęsknotami, które drzemią chyba w głowach wielu młodych ludzi wychowanych na klasycznej literaturze opowiadającej o poszukiwaczach skarbów i związanych z nimi przygodami. Od niepamiętnych czasów ludzie poszukują jakichś skarbów: egipskich, Atlantydy, zaginionej Arki. Podam tutaj przykład sławnego niemieckiego odkrywcy Henryka Schliemanna, który wszystkie zarobione na handlu pieniądze przeznaczał później na poszukiwania miast i ich skarbów, o których wyczytał w „Odysei” i „Iliadzie” Homera. Dzięki pasji i ogromnej determinacji odnalazł skarby dawno zapomnianego świata, którego istnienie było podważane przez historyków. Zidentyfikowana i opisana kolekcja trojańska przeszła do historii jako Skarb Priama lub Skarb Schliemanna.
Jest to przykład na to, że czasem warto poszukiwać.
W czasach współczesnych są nawet specjalne programy telewizyjne, wydawane są czasopisma dla poszukiwaczy skarbów, które propagują pasję poszukiwania takich nieznanych albo zaginionych obiektów. Wśród nich mogą się pojawić różne rzeczy, jak: dokumenty, zbiory biblioteczne, numizmatyczne mogą to być również rzeczy dotyczące dokumentacji pewnych zdarzeń z życia ludzi. Niekoniecznie muszą się błyszczeć, wykonane ze szlachetnych kruszców i kamieni. Śląsk był bogatą krainą, wielu arystokratycznych, książęcych i fabrykanckich rezydencji oraz legend z nimi związanych. Po odejściu właścicieli tych majętności pojawiły się opowieści o pozostawionych w nich skarbach. Najczęściej tworzyli te mity nowi mieszkańcy tej ziemi.
W sytuacji gdy współcześni poszukiwacze skarbów postępują zgodnie z przepisami prawa i dzięki wielkiej pasji – przy okazji dokumentują swoją pracę – piszą artykuły, kręcą dokumentację filmową, to w żaden sposób bym ich nie zniechęcał.
W.O.: Czy wiele Śląskich zabytków jest rozproszonych po świecie?
Dr M. Łagiewski: Bardzo dużo! Stąd też mamy Skarb z Bremy, ponieważ te wyroby złotnicze, które się na niego złożyły też były rozproszone. Oczywiście największy wpływ na to miała ostatnia wojna z przemieszczaniami wielkich grup ludności. W rozproszeniu pozostaje jeszcze bardzo wiele, wciąż wpływają do muzeów informacje i oferty z całego świata. Cieszę się, że ostatnio miasto zainwestowało w gromadzenie tych rzeczy, aby odtworzyć a nawet zbudować jeszcze wspanialsze świątynie sztuki niż niegdyś.
W.O.: Dziękuje bardzo uprzejmie za rozmowę. |